Prace Dagmary Horab dotykają tematu ciała jako schronienia dla ludzkiej tożsamości. Oszczędna narracja, zamykanie egzystencjalnych pytań w subtelnych formach, eksponowanie zarówno wizualnego, jak i symbolicznego potencjału materiałów rzeźbiarskich – to wszystko pozwala artystce tworzyć poruszające wizje granicznych, niejednoznacznych stanów związanych z cielesnością.
Dagmara Horab urodziła się w 1973 roku, mieszka i pracuje w rodzinnej Łodzi. W 2003 roku obroniła dyplom na Wydziale Edukacji Wizualnej tutejszej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni rzeźby profesora Michała Gałkiewicza. Odtąd podąża własną twórczą drogą, jednocześnie angażując się w wydarzenia kulturalne i edukacyjne, biorąc udział w licznych wystawach zbiorowych, współpracując z innymi artystami. Tworzy obiekty rzeźbiarskie, zazwyczaj niewielkich rozmiarów. Poszukując najodpowiedniejszych dla siebie środków wyrazu, eksploruje możliwości ulubionych materiałów: żywicy epoksydowej i gipsu. Każdy z unikatowych obiektów powstaje z wykorzystaniem kilku modeli i form odlewniczych, a technologia ich tworzenia ewoluuje dzięki nieustającym eksperymentom warsztatowym.
W większości prac główny motyw – twarz, postać lub fragment postaci – zatopiony jest w przejrzystej, złocistożółtej lub bezbarwnej żywicy. Przedstawiane istoty sprawiają wrażenie wrażliwych i kruchych, a ich niedostępność i odizolowanie kojarzyć się może z hibernacją, snem, śpiączką, życiem płodowym, wreszcie – z zakonserwowanymi szczątkami zmarłych. Obiekty często przyjmują formy kapsuł, hełmów i sarkofagów, co sugeruje ochronną funkcję izolacji – postaci wydają się zabezpieczone przez zgubnym wpływem otoczenia. Widoczne czasem pod warstwami żywicy bąbelki powietrza dodają kompozycjom dynamiki i sugerują trwanie życia we wnętrzu kapsuł.
Praca Orlando z 2009 roku – od której tytuł wzięła indywidualna wystawa Dagmary Horab w Galerii Bałuckiej (2011) – nawiązuje do powieści Virginii Woolf oraz nakręconego na jej podstawie filmu Sally Potter. Bohater książki z powodu osobliwej klątwy pozostaje wiecznie młody. Czytelnik śledzi losy postaci na przestrzeni ponad czterystu lat, będąc świadkiem jej licznych wzlotów i upadków w kolejnych historycznych epokach, a w pewnym momencie – przeistoczenia z mężczyzny w kobietę. Orlando Dagmary Horab to szczupła, bezwłosa żeńska istota o dziewczęcych piersiach. Być może dopiero przed chwilą przeszła swoją przemianę, może jest jeszcze w jej trakcie? W pozycji sugerującej swobodne dryfowanie trwa zatopiona pośrodku żółtopomarańczowego dysku, przypominającego tarczę słońca. Znajduje się w samym centrum czasu, a więc jakby poza nim – wschody i zachody nie zmieniają jej biologicznego wieku. Ten dziwny stan prowokuje pytania o stałe i zmienne składniki naszej tożsamości, o to, co sprawia, że jesteśmy i czujemy się sobą. Czy dorastając i starzejąc się, pozostajemy tymi samymi osobami? Czy poczucie naszego „ja” da się oddzielić od kwestii płci? Czy czas i miejsce, w których żyjemy, to tylko zewnętrzne okoliczności, czy istotny element nas samych?
Problem istnienia zawieszonego poza czasem podejmuje też praca Hibernautki (2010-11). Drobne figury kobiece są nie tylko zalane gęstą, konserwującą materią, ale też zabezpieczone w białych ramach – basenach, kapsułach lub sarkofagach. Twarda, szlachetnie przejrzysta żywica skontrastowana jest tu z surowym, kruchym gipsem. To połączenie może niepokoić, podkreśla bowiem jednocześnie piękno i nietrwałość ciała. Przedstawiona sytuacja przywodzi na myśl filmy science fiction. Patrząc na unieruchomione bohaterki zastanawiamy się, kiedy i dlaczego poddały się hibernacji. Czy coś im zagrażało i zrobiły to, by przetrwać? Chciały uniknąć przemijania? A może kierowała nim ciekawość, chęć doświadczenia odległej przyszłości lub dotarcia do dalekich zakątków kosmosu? Czy kiedyś się obudzą, a jeśli tak, to jak się odnajdą w zastanej rzeczywistości? Jest wiele wariantów tej opowieści. Jeden z nich, pełen grozy, wyczytać można z ustawienia hibernautek względem widza – każda z trzech niemal identycznych postaci widoczna jest z innej strony: tyłem, z profilu, en face. Wyglądają przez to jak preparaty medyczne przeznaczone do oglądania, jak osobliwa pomoc dydaktyczna – być może żywa i pozostająca w stanie uśpienia wbrew swojej woli.
Izolacja i tajemnica to nieodzowne elementy świata kreowanego przez artystkę. Niedostępność przedstawianych istot szczególnie mocno uwidaczniają obiekty kuliste, takie jak Patrzę czy Słucham (obie z 2006 roku). Doskonale zamknięta forma kuli nie daje nadziei na komunikację. Twarz-bohater patrzy i słucha, ale nie wiadomo, jakie bodźce rzeczywiście do niego docierają. Patrzy i słucha również odbiorca pracy, ale obraz jest zniekształcony przez warstwę żywicy i pozostaje niemy. Taka jest twórczość Dagmary Horab: odważna, lecz cicha; zachwycająca formą, a zarazem pełna niepokoju. Artystka z jednej strony obrazuje kruchość istnienia niedopasowanego do zewnętrznej rzeczywistości, potrzebę schronienia się, zamknięcia, przeczekania trudnego czasu – umożliwiając nam utożsamianie się z przedstawionymi postaciami. Jednocześnie stawia nas w pozycji widza, który nie ma dostępu do prawdy o bohaterach – nie może poznać ich myśli, motywacji ani prawdziwej natury stanu, w którym się znajdują.
Próbą zasygnalizowania przeszłości zahibernowanych istot wydaje się cykl „Historie prawdziwe”. Gipsowe płaskorzeźby przedstawiają sceny z życia kobiecych postaci o znanych z twórczości Dagmary cechach: długich szyjach, łysych głowach z kształtnymi uszami, smukłych kończynach, niewielkich piersiach i lekko wystających żebrach. Pozbawione szerszego kontekstu sytuacje przedstawione zostały w sposób nawiązujący do sztuki starożytnego Egiptu, dzięki czemu wywołują wrażenie dawności. Niczym archeologiczne znaleziska przynależne do nieistniejącej już kultury, nie są w pełni zrozumiałe. Nie opowiadają kompletnej historii, lecz intrygują i pobudzają wyobraźnię przez przywołanie nieznanej mitologii.
Cykl jest najbardziej wyrazistym w dotychczasowej twórczości artystki odwołaniem do historii sztuki, ale zdecydowanie nie jedynym. Renesansowe skupienie na ludzkim ciele, manierystyczne deformacje obrazu, oszczędność form znana z dzieł klasyków modernizmu, wreszcie konsekwentne doskonalenie rzeźbiarskiego warsztatu – to niektóre tropy pozwalające uznać Dagmarę Horab za kontynuatorkę wielowiekowych tradycji artystycznych. Jednocześnie podejmowane przez nią uniwersalne tematy nabierają wciąż nowych, na wskroś współczesnych znaczeń. Sposób, w jaki traktujemy swoje ciała i z nich korzystamy, związany jest bowiem zarówno z obyczajowością i wybranym przez nas sposobem życia, jak i z rozwojem nauki, technologii, medycyny. Dziś naukowcy nawiązują kontakt z osobami w stanie wegetatywnym, a zamrażanie zarodków czy obniżanie temperatury ciała na czas operacji chirurgicznych przybliża moment, kiedy możliwe będzie zahibernowanie człowieka. Możliwości i ograniczenia ludzkiego organizmu w zmieniających się warunkach domagają się refleksji, również artystycznej, a prace Dagmary Horab podejmują to ważne wyzwanie.
Olga Filanowska
Fot.: Jan Grobliński